sobota, 28 lipca 2007

coz... wczoraj nie wstawilem notki na tego bloga bo nie za bardzo moglem wejsc... ;/ juz jedna osoba sie upomniala. postanowilem sie troche powstrzymywac od pisania "..." bo niektore osoby juz to denerwuje. troche minie zanim przestane to pisac :) ale jednak bede sie staral i prosze to docenic. co do przecinkow to nie zamierzam przegladac tekstu bo pisze z rozpedem aby nie zapomniec niczego. a oto jak minąl wczorajszy dzien... wstalem wyjatkowo pozno bo o 8.00 ;/ no a potem na MOSiR ogladac jak brat gra. wszystko bylo dobrze, wygrana pewna. nastepny mecz we wtorek a raczej 2 mecze ;/ niewiem jak oni to kondycyjnie wyrobią ale dobra ;/ to nie ja gram trzymam tylko kciuki. potem mialem sie o 17.00 spotkac z Anette. na 16.10 sie umówilem na kosza. i juz zaraz mialem wychodzic a tu brat do mnie ze ktos do mnie... odbieram a tu Karp. no to wychodze patrze a tu stoi sam Karp. ale jedno mi nie pasuje. pierwsze jest bez roweru a tak zazwyczaj sam nie zachodzi, drugie ze "Bert" mówil ze koledzy do mnie... wiec innymi slowy powinienem odrazu wysnuc wniosek ze nie jest sam. ide na bujak patrze... a tam oczywiscie :) Michal i Anette :) czyli jednak sam nie przybyl... przepraszam Filoń że nie przyszedlem ale tak wyszlo sorki ;/. po jakichs 5 minutach doszla Szutka z Luckiem i pomyslalem ze dawno taka paczka sie nei spotykalismy... no jeszcze brakuje 2 osob ale to juz z wiadomych przyczyn, duzej odleglosci :(... potem poszlismy na MOSiR czego zaluje bo zaczelem grac tam w pilke ;/ ze tez mi cos takeigo do glowy strzelilo. juz bylo dobrze a tu pizdizec. i jeszcze w poniedzialem do lekarza. ale widac ze noga powoli sie regeneruje bo coraz mniej plynu sie zbiera po wysilku fizycznym czyli jest dobrze, lecz bylo by lepiej gdybym nie gral wczoraj. malo tego uwalilem biala koszulke :D i moje ulubione spodenki :(... uwalilem to malo powiedziane nie jestem w stanie tego opisac :p potem poszedl sobie Karp :( potem wykruszyli sie Szutka i Lucek. Michal i Anette sobie chodzili na okolo boiska i o czyms osbie gadali. a po ich twarzach moglem wyczytac ze niezbyt to byl mily temat. a ja co innego mialem do roboty. podbijalem sobie pilke i kopalem o plot ... potem Anette musiala juz sie zwijac... znaczy sie eni musiala miala jeszcze troche czasu to poszlismy do mnie na bujak ale jak to ona okreslila "atmosfere mozna pokroic nożem" wiec wyszla i odprowadzilismy ja do domu... warto podkreslic ze przez polowe drogi atmosfera byla hmm... ble potem jakos rozpadal sie deszcz i sobie przeszlismy po osiedlu troszke w deszczu humory sie poprawily. na koniec keidy podeszlismy pod jej klatke... przyszla mi pewna mysl do glowy... ale szybko od niej odszedlem bo to bylo przyzwyczajenie. niektorzy wiedza jakie bo do nich tez chce tak mowic ostatnio pod koniec rozmowy za co przepraszam po prostu warjuje :)... a tak pozatym to w sumie wszystko... dzisiaj wieczorkiem jeszcze napisze notke pozdrawiam... pa

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jej:D mniej kropek^^ ale czepne sie teraz czego innego;p tz. 'wielkich liter' ;] ludzie powinni byc konsekwentni w swoich czynach:p poza tym kto pozwolil grac ci w noge?! I to ma byc madry wilk :/...?