czwartek, 2 sierpnia 2007

jakby tu oryginalnie zacząć... no wiec tak. wstalem o 7.30. o godzinie 8.00 wszedlem na kompa. potem pol godiznki grania a nastepnie poszedlem na MOSiR. druzyna mojego brata wygrala 4:1. nawet mi sie nei chcialo juz liczyc ile bramek w tym meczu i w sumie kajtek strzelil bo za duze liczby wychodzą:P mnie jeszcze takich nie uczono :). potem poszedlem sobie do domku i pogralem dalej na kompie. wrocila mama i zaczelem ogladac swoj serial. PNM. ;) zaraz potem musialem pojsc z mala sasiadka na lody ;/ nei chcialo mi sie za bardzo chodzic wiec zaciagnalem ja do najblizszego sklepu i tam kupilem jej loda:). grunt to kombinacja :). potem wracajac spotkalem Floresta(pozdrawiam) zaproponowal mi zebym poszedl z nim do sklepu bo musi sobie cos do obiadu kupic. no to sie z nim przeszedlem. zrobil spaghetti. bylo duzo smiechu. potem poszlismy na sp6 grac w noge (wiem moj blad ze gram). przyszedl takze Cinek (az to zakala rodziny ale pozdrawiam) i gralismy sobie. doszedl brat z Filoniem (pozdrawiam) i zagralismy sobie w "Warszawiaka". potem kajtek z Filoniem poszli sobie wiec sobie troche pokopalismy. przyszedl maniek i zaczelismy grac w "Jedno". potem doszedl Halik z Michalem (pozdrawiam obu) i gralismy dalej w "Jedno". Kamil z Mankiem poszli grac w Rugby i zostalismy sami. gralismy dalej i akcje byly wrecz perfekcyjne :). potem rozeszlismy sie do domów. ale niema to jak popykac sobie pilką przez 5 godzin. zwlaszcza kiedy sie nie gralo w pelni tak dlugi czas :). teraz wszedlem na kompa i zostalem zmuszony do usuniecia konta w plemionach. z ciezkim sercem wpisywalem kod usuwajacy :( tyle czasu, tyle nerwow. ahh trudno. dzisiaj szedlem sobie tka przez MOSiR i tka myslalem. Bramkarzem nie mozna zostac. nim trzeba sie urodzic. to jest takie cos ze normalnie masz ruch pilka leci z predkoscia 80-100 na godizne a ty uciekasz... bramkarze maja taki odruch ze za wszelką cene musza ja zatrzymac. bo kiedy pilka mknie podczas meczu w strone bramki to tylko ja(bramkarz) moge ja zatrzymac. ryzyko jest wliczone w koszty. taki zawod. zlamania kontuzje wszystko jest mozliwe. zresztą los juz nam to zapisal, jak cos nam sie nie stanie na boisku to sie stanie gdzie indziej i od tego nei uciekniemy. ahh takie zycie :) malo tego jak ktos zrobi maly blad to tylko ty mozesz go naprawic a jak nei naprawisz to jeszcze opieprz dostajesz. najbardziej niewdzieczna rola na boisku. ale jednak trzeba na nią zasluzyc. w zasadzie to ja juz koncze bo niemam o czym pisac. znaczy sie mam ale nie chce zanudzac o pilce :P pozdrawiam ... :)

Brak komentarzy: